Kosmiczny Pamiętnik 2
2 października, sobota 2020r.Patrząc w jeden punkt, myślałam o tym co jeszcze przed chwilą zdawało się nierealne. A w głowie pojawiały się kolejne pytania:
Gdzie przebywa moje rodzeństwo?
Skąd pochodzę?
Czy mam ojca?
Jeśli tak to kim jest i gdzie?
Co robi?
Czy myśli o mnie?
Nagle usłyszałam skrobanie w drzwi od ,,balkonu". Szybko wstałam, ubrałam się, zamaskowałam niebieskie kropki (Jack powtarzał, że to jest konieczne, nie powiedział dlaczego)i schowałam do kieszeni parę orzeszków z niewielkiego, kartonowego pudełka. Otwieram drzwi i, tak jak się spodziewałam, widzę w nich Minkę- moją oswojoną wiewiórkę. Stoi do mnie tyłem, co jakiś czas spoglądając w moją stronę.Mogło to oznaczać tylko jedno- w lesie przebywał kłusownik.
-Prowadź- powiedziałam.wiewiórka ochoczo zeskoczyła z drzewa i pobiegła w głąb lasu, na którego skraju rósł nasz dąb.Biegłam tuż za nią. Po chwili znalazłyśmy się za bujnymi krzewami. Minka stanęła i popatrzyła na mnie.Kiwnęłam głową, a ona szybko wspięła się na moje ramię.Rozsunęłam trochę gałęzie. Przed nami, na polance, stał, tyłem do krzaków za którymi się schowałyśmy, młody chłopak z kołczanem pełnym strzał i łukiem gotowym do ataku na niewinne zwierzątka. Wyszłam na polankę i stanęłam, około, trzy metry od niego.
-Tu nie wolno polować.- odwrócił się celując prosto we mnie. Zamrugał, jakby nie dowierzając, i opuścił broń. Włożył strzałę z powrotem w kołczan, a łuk zawiesił na ramieniu.
-Nie spodziewałem się tu strażniczki lasu.
-Ja tylko bronię przyjaciół.- odpowiedziałam.
-Przyjaciół? To przecież tylko zwierzęta.
-Mają uczucia i rozumieją niektóre rzeczy. To mi wystarcza by móc uważać ich za przyjaciół.
-Phi.- Minka nie lubiła gdy ktoś ją lekceważył.
-Zdenerwowałeś ją.- zauważyłam.
-I co z tego?
-Jeśli jej nie przeprosisz to bardzo możliwe, że zawoła Bartka, który jest baribalem. Mówię poważnie.-dodałam widząc, że unosi, z niedowierzaniem brwi.
-No dobra. Przepraszam.- powiedział niechętnie. Wiewióreczka przyjrzała mu się ciekawie. Pierwszy raz ktoś ją przeprosił ( ja nigdy nie musiałam). Zeszła z mojego ramienia, po czym podbiegła do niego. Spojrzała w jego piwne oczy, a następnie wdrapała się na jego ramię.
-Polubiła cię- stwierdziłam oczywistość.
-Cześć malutka.- powiedział głaszcząc ją delikatnie. Nie mogę uwierzyć, że ludzie tak szybko dają się przekonywać do zwierząt. -Jak masz na imię?
-Ona to Minka, a ja jestem Kanuna. -odpowiedziałam.
-Marek. -przedstawił się wysoki brunet.
-Jeśli chcesz, pokarzę ci jak używać łuku, żeby nikogo nie zabić.
-Serio?
- Mogę?-zapytałam pokazując broń
-Jasne. -odparł podając mi łuk i kołczan. Napięłam cięciwę, wycelowałam w starą jabłonkę i puściłam strzałę.Oddałam Markowi łuk, po czym poszłam pod jabłonkę. Po chwili znalazłam cztery jabłka przebite strzałą. Podniosłam ją i wróciłam na polankę. Zdjęłam dwa (jabłka) a resztę oddałam Chłopakowi.
-Gdzie się tego nauczyłaś? -wzruszyłam ramionami.
-Musiałam sobie jakoś radzić, ale to głównie ich zasługa, że żyję. -odpowiedziałam podając Mince orzeszki.
-Ja też będę musiał sobie ,,jakoś radzić". -stwierdził smutno.
-Coś się stało? -przez te parę godzin zdążyłam go polubić.
-Rodzice stracili pracę, bo wczoraj nie ganiali tej kosmitki. Poza tym, tak jak ja, twierdzą, że z ,,obcymi" można się jakoś dogadać.
W tym momencie pomyślałam,że mogę mu zaufać.
-Powiem ci coś, jeśli obiecasz, że nikomu nie powiesz.
-Obiecuję.
-Tą kosmitką, co ją wczoraj ścigali, jest moja mama.-powiedziałam, ścierając puder maskujący kropki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz