środa, 21 stycznia 2015

Kosmiczny Pamiętnik 3

1 marca, niedziela 2021r.

     Od paru miesięcy uczyłam Marka rozpoznawać rośliny jadalne. Oprócz tego zostaliśmy przyjaciółmi. Nie musiałam przed nim niczego ukrywać.
     Od jakiegoś czasu zaczęliśmy spotykać się również w szkole i na mieście. Było więc jasne, że tamtego dnia razem pójdziemy na plac Sprawiedliwości. Obecność była obowiązkowa i byłam ciekawa co wymyślili tym razem. Stanęliśmy w ostatnim rzędzie, po prawej stronie, naprzeciwko drewnianego podestu. Moją uwagę przykuł jeden szczegół: wyjścia z placu były zastawione przez uzbrojonych żołnierzy. ,,Czyli będą odczytywać wyroki" pomyślałam. Na mównicę wyszedł burmistrz w ręku trzymając czarną teczkę. Podszedł do mikrofonu.
 -Witam wszystkich! Myślę, że już każdy wie o co chodzi, więc może od razu zacznę?- brak reakcji, to jedyne co mogliśmy zrobić w ramach protestu na zwyczaj podawania wyroków bez sprawiedliwego osądzenia. Burmistrz otworzył teczkę i zaczął czytać kto za co i na co został skazany. Każda z wyczytanych osób szła w kierunku podestu i ustawiała się w szeregu nim.
  -Państwo Anna i Andrzej Noc zostają skazani na dożywocie za zdradę naszej planety-Ziemi. -to był już ostatni wyrok. Spojrzałam na Marka. W jego oczach dostrzegłam paraliżujący strach. To byli jego rodzice. Zrobił krok w kierunku mównicy. Złapałam go za rękę.
 -Tak nic nie zrobisz.- powiedziałam. -Potem ich uwolnię. Teraz nie ma jak.- spojrzał mi prosto w oczy. Starałam się wyglądać na spokojną, choć miałam ochotę pobiec tam i... I co? Wiedziałam, że to nie ma sensu. Dlatego powstrzymałam przed tym przyjaciela.
      Opuścił głowę. Puściłam jego rękę. Starałam się na niego nie patrzeć, ale kątem oka dostrzegłam jak po policzku spływa mu łza. Również spuściłam głowę. Byłam bliska płaczu. Targało mną poczucie winy, współczucie i bliżej nieokreślone uczucie. Ci ludzie trafili do więzienia bo wierzyli w moją niechęć do atakowania ich.
Plac powoli zaczął pustoszeć.
 -Musicie się gdzieś ukryć.- przytaknął nie podnosząc na mnie wzroku. -Rok temu zbudowałam niewielki domek na drzewie. Możesz na razie tam zamieszkać razem ze swoim rodzeństwem.- zaproponowałam.
 -OK.- odpowiedział ponuro.
 -Nie martw się, coś wymyślę i uwolnię twoich rodziców.- starałam się go pocieszyć.
     Niespodziewanie, delikatnie chwycił moją dłoń.
 -Chciałaś chyba powiedzieć, że razem ich uwolnimy.- uśmiechnął się.
 -No dobra... Ale najgroźniejszą część biorę na siebie.- zaśmiał się, a w jego oczach znów zagościła nadzieja.             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz